Popularne posty

środa, 16 października 2024

Kącik satyryczny

                                           


  „Końskie wojaże”

Ruszył koń na wojaże, bo się znudził stajnią,

Chciał zwiedzić świat cały, choć szanse miał marną.
Zerwał uzdę, wziął paszport, zębami torbę złapał,
I w wielki świat wyruszył, choć trochę się wahał.

W Paryżu pod wieżą rżał głośno z zachwytu,
„Ale tu tłumów, ho ho! Bez kitu!”
Lecz nie znał francuskiego, wziął bagietkę na śniadanie,
Próbował nią galopować, lecz z niej nie ma brykanie.

W Londynie mgła taka, że stracił podkowy,
„Czy oni tu herbatą próbują robić rowy?”
Z Big Benem się przywitał, lecz szybko uciekł w dali,
Bo Anglik, widząc konia, szeptał: „Może to jest Harry?”

W Rzymie chciał na kopyta włożyć sandały,
Ale papież mu tłumaczył: „Nie, mój drogi, nie mamy w twojej skali!”
Koń poszedł do Koloseum, stwierdził, że arenę małą,
„Z taką trawą pod nogami, żadna walka nie trwałaby wspaniałą!”

Z Afryki wrócił spalony, grzywa mu się zmieniła,
„Myślałem, że tu tylko słońce, a tu i lwia siła!”
W Indiach na świętej krowie podróżować próbował,
Ale krówka stwierdziła: „W tym tandemie ja bym zwariowała!”

Koń wrócił wreszcie do stajni, zmęczony jak nigdy,
Wciągnął wiaderko owsa, mruknął: „O matko, na migi,
Podróże to nie dla koni, lepiej stać na łące,
Tam trawa zielona i zero wojażeń wieńczących cierpienie końskie!"

„Pies Róża”

Była sobie Róża, suka wprost jak z bajki,
Mała, zwinna, sprytna – Jack Russel jak z książki!
Skakała po podwórku, jak sprężyna w ruchu,
Nikt za nią nie nadążył, wszyscy byli w szoku!

Rano wstała pierwsza, zanim wstało słońce,
Zerwała kapcie dziadkowi i pognała po łące.
„Róża, stójże!” – krzyczał sąsiad z daleka,
Ale Róża na to tylko machała ogonem z lekka.

Kury przed nią kryły się po krzakach wszędzie,
A kogut przysięgał, że jej się boi – i nie zdziwię się wcale!
Skoki, piruety, i beczki w powietrzu,
Jak akrobata w cyrku – pełna życia w podskoku.

Róża z charakterem, żadnej nudy nie znosi,
Gdy ktoś chciał ją ujarzmić, to tylko głową kiwała,
A potem jak z procy leciała, jak z górskiego strumienia,
Taką miała radość – ot, figlarka bez cienia!

Lecz wieczorem, gdy zmierzch już na niebie,
Róża siadała z nosem w swym kocyku w potrzebie.
I choć w ciągu dnia figle, harce i skoki,
To nocą marzyła – może o nowej przygodzie z samego ranka…

„Figle na Supie”

Raz Rysiek na SUP-ie po jeziorze płynął,
Trochę chwiał się na boki, lecz z wiatrem nie zginął.
„To łatwizna!” – zawołał, wiosłem machnął śmiało,
Lecz nagle mu coś pod nogą drgnęło niemało.

Deska zaczęła tańczyć, jakby w rytm szant morski,
A Rysiek – mistrz balansów – zrobił wyraz boski.
Nogą w prawo, ręką w lewo, czuł się jak akrobata,
Lecz deska szła pod wodę, a on – oho, bracie!

Wpadł jak szalony, woda zimna po uszy,
Wokół niego łabędzie – czy ktoś go słyszy?
„Halo, ratunku!” – ale wszyscy się śmieją,
Bo Rysiek w wodzie wyglądał jak balet na oleju.

Próbował wstać dumnie, na desce znów stać,
Lecz z każdym ruchem bardziej zaczął się chwiać.
Aż w końcu pomyślał: „Cóż, może dziś nie pływam,
Figle na SUP-ie to sztuka, którą zdobywam!”

I tak sobie pływał, między żartem a krzykiem,
Każdy figiel na desce kończył nowym wynikiem.
Ale choć w wodzie co chwila lądował,
Z uśmiechem na ustach każdą kąpiel szanował!

Więc morał z tej historii dla każdego śmiałka:
Na SUP-ie figle rób, ale nie bądź zbyt zuchwała łajka!

 

"Ognisko"

Na Baranówce w Rzeszowie, pod blokiem, tuż za Przyrwą,
Raz sąsiedzi się zebrali, by ognisko zrobić – śmiało!
Kiełbaski już na patyki, zerkają w górę z nadzieją,
A tu nagle z okien głosy: „Co wy tam robicie, helooo?!”

„Ognisko przed blokiem? To przecież wariatwo!”
Krzyczy pani Krysia, co z balkonu patrzy z dziwną satysfakcją.
„Tu się grill nie wznosi, tu się smrodu nie czuje,
Zaraz ktoś straż wezwie, a wy tu świętujecie!"

Ale ekipa niewzruszona, piecze dalej, jak może,
Dzieci biegają, radości pełne morze.
Jeden krzyczy: „To tradycja! Ognisko tu od lat!”
A sąsiad zza płotu dodaje: „Tak, od czasów, gdy był dzik i kat!”

Gitary zaczęły grać, śpiew słychać w oddali,
A zza potoku echo niosło: „Zaśpiewajmy jeszcze raz, druhu, mali!”
Dym się wznosił jak mgła nad osiedlem całą,
„Jeszcze tylko kiełbaska i idziemy spać – tak śmiało!”

Lecz jak to w blokowiskach, nie trwa to za długo,
Bo nagle zjawia się patrol z wozem – "A tu co za kuglowisko?"
„Panowie, panie, to miejsce nie na piknik i dym!"
A ekipa na to: „Przecież to nasz domowy klimat rodzinny w tym!”

Patrol spisał, spogląda, pokiwał głową srogo,
„Ogniska przy blokach to jednak zła droga.”
Lecz jak tylko odjechali, cicho, w śmiechu brzmi finał:
„A za tydzień powtórka – tylko bardziej dyskretna i inna!”


"Poeta myśliwy"
W lesie gęstym, tam, gdzie wiatr śpiewa, Wędruje poeta, co strzelbę chowa do rękawa. Myśliwy w duszy, w rękach karabin,
Lecz w sercu – wiersze, rymy i łzy słodkie jak malin.
Strzela nie tylko do zwierzyny w kniei,
Ale i do słów, co w głowie się bieli.
Tam gdzie sarny biegną, wiersze układa,
Widzi zająca – i od razu ballada!
„Pif! Paf!” – Strzał leci, echo mu wtóruje,
Lecz zamiast lisa, rym się lęgnie, pióro nurkuje.
I choć chciałby upolować dzika,
To na kartce znów zmartwychwstała liryka.
Poeta myśliwy, ach, cóż za widok,
Goni za zwierzyną, pisze poematów przydział.
Wokół knieje krążą jak rymy w głowie,
I wciąż się zastanawia – co ważniejsze: rym czy danie na stole?
Czy zamiast tuszy, wiersz w dom przynosi,
I zamiast skór, na ścianach – strofy, białe kosy.
Ach, żona z kuchni krzyczy: „Gdzie dziczyzna?”
A poeta tylko: „Rym jak leśna mgła spowija nasz obszar!”
Koledzy myśliwi śmieją się z cicha:
„Niechby raz strzelił, zamiast pisać skrzydlika!”
Lecz poeta na polanie siedzi, patrzy w gwiazdy,
I strzela tylko rymem – do księżycowej wstęgi.
I tak oto w lesie mamy cud nie lada,
Poeta myśliwy – dwa w jednym to składa.
Poluje na zające i metafory,
A w kieszeni pióro, a nie naboje.
Kiedy w domu siada, łza mu się w oku szkli,
„Dziś znów upolowałem sonet, nie bażanta w dali.”
Żona już przywykła do tych jego chimer,
Bo choć w lodówce pusto, na półkach jest pełno liter.
I choć myśliwi dalej gonią swój zwierzyniec,
On goni rymy – w tym jest jego interes.
Bo czyż nie piękniejsza jest zwrotka niż zdobycz?
On wie, że w lesie rymów – jest mistrzem, nie słaby.
Więc strzelaj, poeto, choćby do wierszy,
Twój las to kartka, twoje naboje to wersy.
I chociaż polowanie na wiersze niełatwe,
W twym sercu liryki, broń i futrzane czapki.
   

"Satyr"

Najwięksi lekarze na ziemi to dr dieta i dr dobry humor. Na dietę nie narzekam, ale z humorem bywa różnie. Ile humoru mieści się w szklance pełnej mleka? Dla mnie dużo za dużo. Cóż nawyki dziecięce nie podlegają dyskusji. Nie spocznę, póki nie opróżnię całej szklanicy. Zaraz, a pusta szklanka zawiera choć namiastkę humoru? Dla mnie to pusta reminiscencja, odgrzewany kotlet, czy jakaś inna humorzasta ściema. Więcej humoru zawiera pizza, która zalega w żołądku kilka godzin i piwo, po którym zegar jakoś dziwnie odmierza sekundy, szepcąc do ucha “kac, kac”. I jak tu nie pić?



Satyra bez satyra pustą jest krainą.

Niechaj wprzódy patrzą, nim z wiekiem zaginą.

Starość się Bogu udała i sił jeszcze starczy,

By satyrę ponieść, gdzie już los się marszczy.


Losu nie zatrzyma satyryków rzesza

Przed nim klęka, kto świat ten przemierza.

Mąci w głowie poetom i ciąży okrutnie

Niejeden dziś wspomina chwile chwały złudnej.


Przyszedł czas na satyra i skrzydłami wieje

By znów wspomniał dokładne swe dzieje,

By powoli ruszał ku światłu w oddali

Może już gdzie indziej satyrę ocali.

RJJ 24.10.2024



Jaki dzień?


Babcia wstając z rana

Słowo swoje rzekła

Nie do końca ubrana

Przez kuchnię przebiegła.


Jaki dzień, taka noc,

Jaka noc, taki dzień,

Porwała swój koc

Przebiegła przez sień.


Do komory bieży,

Śniadanie szykuje,

W swoje prawdy wieży,

Nożem połyskuje.


Z oddali słoneczko

Nieopodal wicher

Śpiewa sobie lekko 

Modlitwy swe, ciche.


Pamiętam dziś babciu

Przestrogę tę z rana,

Nie dowierzam szczęściu,

Wciąż jesteś kochana.

RJJ 26.10.2024

Satyra w rytmie Camela: Opowieść o Podróży przez Mityczne Krainy Biurokracji 🎸🐪

Wyobraźcie sobie: jest świt. Nasz bohater, powiedzmy, Wielbłąd Zenon, szary urzędnik z departamentu nie-do-końca-określonych-ale-na-pewno-ważnych-spraw, wyrusza na wielką wyprawę. Zenon ma tylko jedną misję – dotrzeć do Urzędu Wszystkich Urzędów i uzyskać Pieczęć Najwyższej Wagi, bez której nie można zakończyć całej tej biurokratycznej epopei. 🏛️📜

Pierwsza stacja: Sekretariat Tysiąca Spraw 📇

Zenon przybywa do pierwszego przystanku. Czeka go spotkanie z Przewodniczącym Pieczątkarzy, strażnikiem wszelkich dokumentów. Przewodniczący, w typowym dla siebie stylu, zasypuje Zenona formularzami, z których żaden nie jest dokładnie tym, czego potrzebuje.

– „Formularz 12/A? Przykro mi, mamy tylko 12/B, a żeby dostać 12/A, musisz przynieść zaświadczenie z Księgi Życzeń Niemożliwych” – mówi Przewodniczący, z miną pełną urzędniczej satysfakcji. 📝

Zenon wzdycha i rusza dalej, odnotowując, że każda stacja przypomina bardziej labirynt niż przemyślany system.

Labirynt Druku, Gdzie Zgubiono Intencję 🖨️

Zenon wędruje przez długie korytarze pełne drukarek – urządzeń, które tylko z pozoru wydają się do dyspozycji interesantów. Ale żeby coś wydrukować, potrzebny jest specjalny kod. Wydobycie go zajmuje od jednego do pięciu tygodni – choć niektórzy twierdzą, że można przyspieszyć, jeśli zna się układ wiersza o pracy drukarki. Drukarki pracują według własnych, tajemniczych zasad, często po prostu zjadając papier, jakby to był jej ulubiony przysmak. 📠🖨️

Sala Przesunięć Czasoprzestrzennych ⏳

W końcu trafia do sali, w której czas płynie jakby... nieco wolniej? Zenon rejestruje powolne ruchy pracowników, którzy wydają się być pochłonięci zadaniami z epoki brązu. Jeden z urzędników z zadowoleniem przystawia kolejną pieczątkę na swoim kanciastym, zakurzonym biurku.

– „Czy ten formularz trafi na biurko Dyrektora?” – pyta Zenon.

– „Tak, ale za dwa tygodnie, bo musimy przeanalizować wszystkie poprzednie wersje!” – odpowiada urzędnik, z powagą godną strażnika tajemnicy. Każda decyzja wymaga przejścia przez Sąd Wiecznej Przemyślanej Oceny i Zrozumienia, co właściwie wpisano w rubrykę „Cel”. 🕰️

Ostateczny finał: Wielka Sala Odbicia i Odbitki 🖋️📂

W końcu, po wielu przygodach, Zenon trafia do ostatniego etapu. Tu, w świętej Sali Odbicia i Odbitki, czeka go spotkanie z Wielkim Pełnomocnikiem Pieczęci. Ostateczny podpis jest na wyciągnięcie ręki – ale okazuje się, że potrzebna jest jeszcze jedna pieczątka. Ta jednak może być uzyskana tylko w przypadku, gdy Zenon wróci do początku wędrówki. Cała wyprawa do Urzędu Wszystkich Urzędów miała więc na celu jedynie uzyskanie zgody na rozpoczęcie nowej. 🙃

Wielbłąd Zenon, jak każdy wędrowiec biurokratycznych wydm, powraca do swego biurka, zadowolony z poczucia misji i z obietnicą, że może – tylko może – uda mu się zdobyć Pieczęć Najwyższej Wagi... w przyszłym roku. 🐫💼


Pajacyk


Mały Pajacyk wstał dziś wcześniej. W przeciwieństwie do dni powszednich przeciągnął się z rozkoszą i pomyślał, jesień idzie, nie ma na to rady. Jesień na dworze i w sercu jakoś jesiennie. Zazwyczaj wyskakiwał wprost z łóżka i od razu jednym ruchem wskakiwał w swoje sandały, a tu nic. Powoli i wciąż ospale ruszył na bosaka do łazienki, potykając się po drodze o stojące od trzech dni w korytarzu skarpetki. Tak stojące… w końcu drewniane, jak on sam. Wszystko dookoła było drewniane, nawet odkurzacz, którego używał zamaszyście co piątek. w sumie był bardzo zorganizowanym pajacykiem, gdyby nie ta jesień. Chyba czas zapaść w sen zimowy, jak wszystkie drzewa pozbyć się liści (czytaj włosów) i przekimać słodko aż do radosnej wiosny. Gdyby nie umowa o dzieło podpisana z Panem Kowalskim to pewnie już dawno by się wyspał. Oj przemęczył się pajacyk tymi obowiązkami i traci już rozum, jak ci ludzie mogą być aktywni cały rok, gdy wszystkie znaki na ziemi i niebie krzyczą w twarz - śpij gamoniu! Nie sposób pajacykowi pojąć ludzki umysł, a zamysł powstania jego samego budzi wiele kontrowersji natury moralnej. Drzewo żyło więc i ja żyję, dopóki nie wrzucą mnie w ogień piekielny, gdy już znudzę się dzieciom. Ach te pajacykowe refleksje… Może jednak przestać pajacować i wziąć się za mądre pisanie, z którego coś wynika dla ludzkości, pomyślałam, odkładając na chwilę zmęczone pióro. Na razie w jesienne wieczory wybaczcie brak polotu do wykwintnej literatury. Uśmiechnij się do pajacyka i pomyśl, czym różnimy się od niego?

RJJ 02.11.2024


Moralnie się oralizuje, Widosław: Refleksja nad modą na "pouczanie" i „radzenie” w stylu nowoczesnym

Czy zauważyliście, że ostatnio wszyscy wokół, od cioci Grażynki po celebrytów, moralnie się oralizują? Widosław – ten nowy bohater naszych czasów – nie tylko wie wszystko, ale czuje przemożną potrzebę podzielić się swoją oświeconą mądrością z każdą napotkaną osobą. Widosław oralizuje na tematy, o których, jak sam mówi, nie ma „wielkiego pojęcia, ale za to wielką pewność”. I tak oto pojawia się nowa, nieoficjalna „policja moralna” w każdym zakątku internetu.

1. "Gadać czy nie gadać, oto jest pytanie"

Widosław z wielkim zapałem zabiera się za tłumaczenie każdemu, jak powinno wyglądać życie, miłość, praca, a nawet odpoczynek. "Żyj zgodnie z naturą!", krzyczy Widosław, podczas gdy jego życie przypomina trochę reality show połączone z instrukcją obsługi blendera. Czy wie, o czym mówi? Niekoniecznie. Ale wie, że „żyć zgodnie z naturą” to brzmi dobrze. I tak, Widosław – ten prawdziwy prorok naszych czasów – pojawia się z gotową sentencją na każdą okazję.

2. Kultura „musisz” – ulubiona broń Widosława

Złota myśl każdego Widosława brzmi: „Musisz to, musisz tamto, musisz być szczęśliwy”. Słysząc to, zaczynasz czuć się jak w psychologicznej wersji klubu fitness, w którym nieustannie „musisz” coś robić. Musisz być produktywny, musisz się rozwijać, musisz być wdzięczny, musisz wstawać o piątej rano. Widosław ma gotowy zestaw „musiszów” na każdy problem. Masz ochotę pospać? Widosław powie ci, że wstając o świcie, „odnajdziesz wewnętrzny spokój”. Chcesz czekolady? Widosław zasugeruje, że „ćwiczenie silnej woli” to najlepsza przekąska!

3. Mądrości wprost z internetu, czyli na czym bazuje Widosław

Widosław wie, co robi. Ma swoje źródła: cytaty na Instagramie, losowe blogi i filmy motywacyjne, z których wyciąga jedynie te fragmenty, które idealnie wpasują się w jego tezy. „Jeśli czujesz się zagubiony, to dlatego, że nie znalazłeś jeszcze wewnętrznej harmonii.” Czyli wszystko jest proste – problem tkwi w tobie, drogi czytelniku, a Widosław ma na to gotowe rozwiązanie! „Medytuj i nie narzekaj!”, mówi. I co z tego, że nie masz czasu? To problem twojej „słabej organizacji dnia”. Znasz problem? Widosław zna rozwiązanie! I tak oto każdy człowiek może poczuć się jak chodząca wersja tutorialu „Jak żyć, aby Widosław się nie wtrącał”.

4. Dlaczego moralne oralizowanie Widosława może jednak bawić

Czasem dobrze się przyjrzeć, jak nasze życie pod mikroskopem staje się bardziej ekscytujące, kiedy Widosław próbuje wcielić się w rolę samozwańczego mentora. Dzięki jego radom możesz odkryć, że twój domowy bałagan jest „manifestacją chaosu wewnętrznego”, a ulubione ciastko to „akt poddania się słabościom”. I o dziwo, z każdą radą Widosława, twoje życie robi się coraz bardziej złożone.

Ale być może w tym wszystkim chodzi o coś więcej. Może o przypomnienie sobie, że czasem warto po prostu być sobą, nawet jeśli nie robimy wszystkiego „jak trzeba” w oczach moralnych oratorów. Widosław nie zna całej prawdy o życiu, ale z całą pewnością pomoże ci poczuć się, jakby to życie wymagało co najmniej pięciu „ćwiczeń mentalnych” dziennie.

Konkluzja: Drogi Widosławie, idźże ty z tą radą!

Cóż, Widosławie, dzięki za wszystko. Może trochę się pośmiejemy, może odrobinę skorzystamy, ale pamiętaj, że nie każdy musi być mistrzem perfekcji, by cieszyć się życiem. Więc jeśli znów poczujesz przemożną chęć „oralizowania” moralnie, zastanów się, czy to właśnie nie najlepszy moment, by po prostu posłuchać.

Kącik satyryczny

                                                         „Końskie wojaże” Ruszył koń na wojaże, bo się znudził stajnią, Chciał zwiedzić świ...